piątek, 22 stycznia 2016

CESARSKIE CIĘCIE W PRAKTYCE

     Cięcie cesarskie to nie zabieg tylko poważna operacja. Polega ono na przecięciu skalpelem skóry, otrzewnej oraz macicy. Z reguły wykonuje się je pod dyktando przyjętych wskazań medycznych.
       Mając na uwadze, iż teoria w zakresie wskazań medycznych oraz istoty cięcia cesarskiego w sposób obfity opisane są na wielu portalach internetowych, temat ten przedstawię w ujęciu praktycznym opierając się jedynie na własnych przeżyciach w tej materii.
       Moje dwie cesarki były operacjami zaplanowanymi. Zarówno w pierwszej jak i w drugiej ciąży dzieciaczki ułożyły się do otworku w tzw. położeniu miednicowym lub pośladkowym. 
W pierwszej ciąży moje dziecko nawet na moment nie zrobiło fikołka na główkę. Taką lokalizację bobas wybrał od początku i w niej trwał do końca.
Natomiast w drugiej ciąży nasze dziecko w brzuchu wykonało najprawdopodobniej wszystkie możliwe jogowe asany. Do 38 tygodnia ciąży mój ginekolog sukcesywnie podczas usg informował mnie, że mały ma jeszcze sporo miejsca do imprezowania. Gdy zaczął nabierać intensywnie masy w wielkości jednego kilograma, był ułożony prawidłowo do porodu naturalnego, czyli główką w dół.
Szczerze przyznam, że wówczas, każdy ze zbioru moich lekarzy- na których miałam przyjemność trafić w tym ciążowym okresie- informował mnie, że mogę rodzić naturalnie. Jednak pouczali, że po pierwszym cięciu między innymi z uwagi na bliznę macicy, która sieje ryzyko pęknięcia i możliwości krwotoku, byłaby to próba porodu naturalnego za moją zgodą.
Próba porodu naturalnego miała się odbyć z jednocześnie przygotowaną, zwartą i gotową do przeprowadzenia awaryjnego cięcia, salą operacyjną.
Do dziś jestem zdania, że trafiłam na bardzo kompetentnych lekarzy, którzy jak to się mówi nie mataczyli, tylko trzymali się wyznaczonych w danym przypadku procedur. Pełny profesjonalizm.
Cóż poradzić, że ja pacjentka  w drugiej ciąży, roszczeniowa, wybredna i ogarnięta chęcią poznania całej branży ginekologicznej zmieniałam lekarzy jak skarpetki. No niestety nie zawsze występowała między nami  tzw. chemia :)
Rekomendacje Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego określają między innymi kierunki postępowania u ciężarnych rodzących po przebytym cieciu cesarskim. Warto się z nimi zapoznać, bowiem jasno przedstawiają, iż cięcie cesarskie to operacja będąca ingerencją w organizm, która może nieść za sobą wiele powikłań.
      Póki mój przyszły cesarz był ułożony głową w dół myślałam sporo o naturalnym porodzie. W tych planach towarzyszył mi wielki niepokój. W sumie poród naturalny był dla mnie czymś obcym, a pierwsze cięcie cesarskie choć zdarzeniem znanym i przeszłym, to bardzo traumatycznym.
Na tyle traumatycznym, że nawet nie miałam nigdy już zamiaru przymierzać się do drugiej ciąży. Wówczas stwierdziłam, że nie jestem stworzona do rodzenia dzieci, gdy nawet cesarka okazała się ponad moje siły.
Cięcie to przebiegło z komplikacjami.W trakcie operacji cały czas wymiotowałam. Miałam podawaną kilkakrotnie adrenalinę i tlen. Ponadto skończyłam z drenem w jamie brzusznej, który usuwano na żywca tak, iż myślałam że rodzę drugie dziecko. Jak znieczulenie straciło swoją moc podawano mi jako środek przeciwbólowy- ketanol w tabletkach. Nic nie pomagało. Bolało okropnie. Jakby ktoś poszatkował moje ciało na mikroskopijne kawałki. Każda ściana, krzesło wszystkie przedmioty martwe były moje.
Wisiałam na nich jak zgarbiona staruszka. Jak to wspominam to do dziś czuję ten ból. Mój mały cesarz- nie po cesarsku przyjęty na tym świecie-został przecięty przez lekarza skalpelem na wysokości lędźwi i opatrzony trzema szwami. Tydzień po porodzie dostałam zastoju i wysokiej gorączki, co było przyczyną powrotu do szpitala. Po pierwszej cesarce dochodziłam do siebie bardzo długo, bardzo długo...
      Tym bardziej po tych przejściach, przy drugiej ciąży myślałam podjąć decyzję i zdecydować się na próbę porodu naturalnego. Jednak mój mały dzidziolek wyginając "śmiało ciało" zadecydował inaczej. Z pozycji pożądanej przeszedł w ułożenie poprzeczne. A pod koniec ciąży zasiadł "na tronie" w umiejscowieniu miednicowym i do końca w nim tkwił.

     Tak więc w moim przypadku obie operacje były planowane. I teraz czas na  szczegółową część praktyczną. Jeżeli cięcie jest operacją planowaną, to do szpitala należy się zgłosić z  skierowaniem wystawionym przez lekarza prowadzącego ciążę. Dobrze jeżeli skierowanie lekarz wypisze nam wcześniej.
W pierwszej ciąży po uzyskaniu skierowania miałam pojechać do szpitala na oddział ginekologiczny i wpisać się u położnej na termin zabiegu do prowadzonego zeszytu zabiegów.
W drugiej ciąży lekarz na ostatniej wizycie sam wyznaczył termin, w którym miałam się wstawić do szpitala wraz z wypisanym skierowaniem na izbę przyjęć.W obu przypadkach do szpitala przybyłam w dniu, w którym odbywało się cięcie tj. wczesnym rankiem na godz. 7.

    Na izbie przyjęć założono mi kartę położniczą oraz wykonano mi zapis EKG. Następnie zaprowadzono na oddział ginekologiczno-położniczy. Tam pobrano mi krew w celu zrobienia świeżej morfologii, układ krzepnięcia itp. Także założono mi wenflon.Kazano przebrać się w swoją koszulę. Tylko w nią.
Oczywiście  żadnych już na tym etapie majtasów. I zaczęła się na leżąco seria przyjmowania kroplówek. Przede wszystkim oksytocyna. Było ich sporo.
Jednocześnie podłączono mnie do sprzętu rejestrującego zapis KTG. Za pierwszym i za drugim razem nie miałam żadnych akcji typu golenie miejsc łonowych. Przez całą ciążę dbałam o moją łysinę. Tak więc i przed samym cięciem zrobiłam sobie regularne spa w tym obszarze.
Również nikt nawet nie wystąpił z inicjatywą robienia mi lewatywy. Mój lekarz prowadzący był zdania, iż lewatywę należy wykonywać tylko w razie narkozy czyli znieczulenia ogólnego.
Zalecił mi jedynie ograniczenie jedzenia i picia parę godzin przed operacją. Dzień przed operacją starałam się jeść ogólnie lekkie i płynne rzeczy. Na śniadanko jakieś płatki. Wypiłam także na czczo literek kefirku by przepłukać naturalnie jelitka. Na obiadek rosołek. A o 17 już nic.
Piłam do 23 w nocy. Pić chciało mi się bardzo. Najprawdopodobniej przez suche powietrze. Pomagałam sobie przez łyk wody, który brałam tak, by zwilżyć usta i  zmoczyć kubki smakowe, a następnie wodę wypluwałam nie przełykając. I tak oszukiwałam swój umysł do rana.
W tym miejscu polecę każdemu mieć przy sobie gadżet nie do zastąpienia zwłaszcza przed i już po wykonanym cięciu. Jest nim pomadka ochronna, nawilżająca usta. Ona też przynosiła mi ogromną ulgę w momencie gdy nie mogłam pić.

     Po kroplówkach kazano mi  przebrać się w koszulę szpitalną. W całym tym procesie wypełnia się mnóstwo dokumentacji między innymi zgodę na leczenie, upoważnienia osób do informowania o stanie zdrowia pacjentki i dostępu do dokumentacji medycznej itd.
W między czasie rozmowa z anestezjologiem w zakresie wyboru znieczulenia. Wypełnia się przedoperacyjną ankietę anestezjologiczną, która zawiera ogólny wywiad, oświadczenie zawierające pouczeniu o istniejącym ryzyku, oraz zgodę na znieczulenie.
Dwukrotnie wybrałam znieczulenie pp czyli znieczulenie podpajęczynówkowe. Dla mnie było to najlepsze znieczulenie ze względu na małą interwencję w mój szanowny kręgosłup.  Narkoza  nie wchodziła w grę ze względu na swoją szkodliwość dla mnie i dla dziecka. Nie wyobrażałam sobie nie być świadomą przy pierwszym krzyku mojego maleństwa. A już po pierwszym cięciu wiedziałam, że znieczulenie pp całkowicie wystarczy na całą operację. Ponadto działa jeszcze przez ok. 2 godziny od zabiegu, ale może i dłużej w zależności od organizmu. Poza tym przy tym znieczuleniu, lekarz może działać spokojnie bez pośpiechu. 

     Byłam znieczulona od pasa w dół. Podanie znieczulenia polegało na wygięciu się w pozycji siedzącej w łuk, tj. pochyleniu się w kierunku kolan. Jedyne co się czuje to tylko ukłucie.W sumie jak zwykły zastrzyk.Nie można się ruszać, no bo w sumie to i po co przeszkadzać anestezjologowi.
Za pierwszym i za drugim razem  w czasie podawania znieczulenia, poprosiłam o przytrzymanie prawie, że przytulenie mnie przez pielęgniarkę. Tak na wszelki wypadek, by ujarzmić niekontrolowane dygnięcia odruchy.
    Po znieczuleniu z pozycji siedzącej  na bardzo wąskim "łóżku" zostałam przez personel, rach ciach ułożona do pozycji leżącej. Po podaniu znieczulenia miałam uczucie ciężkości ciała i miłego ciepła, w sumie już od piersi w dół.
      Następnie przyszedł czas na montaż cewnika. Mając nie miłe doświadczenia związane z nieudolnym i bolesnym cewnikowaniem w pierwszej ciąży, zależało mi, aby cewnik wstąpił w swoje miejsce po podaniu znieczulenia, o co prosiłam mojego lekarza. Było bezboleśnie.
Zaczęło się malowanie mojego brzuchola jodyną. W obrębie mojej twarzy utworzono jakby parawanik. Na brzuszku również zaścielono zieloną jakoby tkaninę wyznaczającą pole operacyjne. Jeszcze tylko anestezjolog popsikał mnie w obszarze pach, by sprawdzić czucie i rozpoczęto wykonywanie cięcia.
Lekarzy operujących jest zazwyczaj dwóch. Po przecięciu powłok brzusznych, otrzewnej następuje ostrożne wyjęcie malucha. Uczucie jakie towarzyszy to szarpanie naszego ciała, jednak kompletnie bezbolesne. Nic w tym dziwnego, bowiem lekarz by wydobyć dziecko musi się sporo przy nas nagimnastykować. Wszystko odbywa się szybko.
Dzidziusia przejmuje pediatra i trwa mierzenie, odsysanie lub inne niezbędnie rutynowe zabiegi.
W tym czasie lekarze wyjmują łożysko i zszywają. To wymaga więcej czasu.O ile wyłowienie maluch trwa około 10 minut to szycie można szacować na 20-30 minut.

 Malucha pokazano mi po chwili. Przytulono do mojego polika. No i to jest ten magiczny moment, w którym łza się w oku kreci ze wzruszenia. Wewnętrznie organy zostały zszyte szwami rozpuszczalnymi. Zewnętrznie szwy były nierozpuszczalne i zostały zdjęte w siódmy dzień po operacji. Po wszystkim zostałam przewieziona do sali. Rana po cięciu była zaklejona plastrem tylko przez parę godzin. Później przyszła do mnie bardzo mądra pielęgniarka, która zaproponowała mi samodzielne odklejenie sobie plastra, co zapobiegło z jej strony bezlitosnym szarpaninom. W dalszym ciągu podawano mi kroplówki z oksytocyną na obkurczenie macicy.
W drugiej ciąży dziecko po porodzie od początku było cały czas ze mną. Była to niezwykła motywacja do tego, by szybko postawić się do pionu. Od razu po cięciu położna przystawiała i małego ssaka do mojej piersi.Mozolnie uczył się ssać. 
Pionizacja odbywała się ostrożnie.  W sumie po 12 godzinach od cięcia. Najpierw z pozycji leżącej próbowałam usiąść na łóżku. Cały ciężar ciała przenosiłam na ręce. Jak już usiadłam, to za jakiś czas próbowałam spuszczać ostrożnie nogi z łóżka. Najpierw jedną, potem drugą i znów siedziałam na łóżku. Próbowałam wstawać pionowo na nogi. Po czym wracałam do pozycji wyjściowej. Później jakoś już poszło.
Jak już byłam pewna, że zdołam dojść do toalety, to pozwoliłam pielęgniarkom na wyjęcie cewnika. Doskonałym gadżetem okazał się także zakupiony przed ciążą rogal. Taki do karmienia dzidzi. Żaden wiązany na końcach i żaden sztywny. Tylko taki będący jakoby poduszką.
Podłożony pod głowę po operacji doskonale uzupełniał płaską poduchę szpitalną. Także ułatwiał mi wstawanie i przekręcanie się na boki. Podpierał plecy podczas karmienia i chronił ranę po cięciu.
Bardziej służył mi do stabilizacji mojego ciała niż do karmienia. Później już spełniał swoją pokarmową funkcję, a obecnie jest zabezpieczeniem dla mojego malca podczas zabawy na siedząco. Dostałam zezwolenie na spożywanie pokarmów jak minęła doba po operacji. Ogólnie mój pobyt w szpitalu wyniósł 4 doby.     
      W ciąży mój lekarz prowadzący powiedział mi, że druga cesarka tak nie boli. Na początku myślałam, że chce mnie zapewne tylko uspokoić, ale dziś wiem że tak jest. Przynajmniej u mnie się sprawdziło.
      Istotną kwestią są także środki przeciwbólowe. W drugim cięciu podawano mi przeciwbólowo opiaty w postaci morfiny. Ta profilaktyka nie tylko w dużym stopniu wyeliminowała ból związany z operacją, ale i  pozwoliła mi na dojście do całkowitej sprawności już w drugiej dobie po cieciu. Pozwoliło mi na odczuwanie radości z nowo narodzonego dziecka.   
Reasumując stwierdzę, iż cięcie cięciu nie równe. W moim przypadku pierwsze okazało się horrorem, natomiast drugie pełnym zaskoczeniem.   

             

 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz